Na funpage naszego sklepu poprosiliśmy nasze kochane Mistrzynie Kremów o podzielenie się wzruszającymi historiami związanymi z tworzeniem kosmetyków. Okazało się, że emocje Pań które podzieliły się z nami historiami dotyczyło… humorystycznych przeżyć:)
Opisały nam zabawne sytuacje ze swoich początków z eksperymentowania z naturalnymi surowcami. No cóż serce rośnie, gdy czytamy o przygodach z samodzielnym przygotowywaniem kosmetyków, pełnych kreatywności i dobrej energii. Pamiętajmy, nie popełnia błędów, tylko ten kto nie próbuje. Więc czasem okaże się, że poczynania z samorobionymi kosmetykami nie zakończą się sukcesem 😉 Może poniższe zwierzenia Wam również przypomną “wzruszające” przeżycia. Nam na pewno 😀 Dziękujmy za Wasze historie.
Serdecznie zapraszamy do zapoznania się nimi – idealne na poprawę humoru. Szczególnie w październikowy, pochmurny dzień.
Nasza Rada – jeśli macie zły humor zróbcie coś dla swojej skóry:)
“Idealny” puder – historia pani Magdy
Nigdy nie zapomnę tego, co wydarzyło się w liceum ;)miałam wtedy 16 lat i za bardzo nie umiałam się obchodzić z kosmetykami. Ba, ja nawet nie za wiele ich miałam, bo oprócz mascary i różowego błyszczyka w mojej kosmetyczce były tylko waciki 😉 Któregoś dnia wybrałam się z koleżankami na organizowana w naszej szkole rockotekę. A tam, wiadomo, ciężka muzyka i szalony taniec pogo pod sceną. Pech chciał, że źle wymierzyłam podskoki i wpadłam na kolegę z całym impetem. Chyba było słychać głośny huk w momencie, kiedy zderzyliśmy się głowami 😉 Na moim czole błyskawicznie wyrósł wielki guz, ale najgorsze czekało mnie rano po przebudzeniu. Najpierw mama na mój widok zbladła i trzęsącym się głosem kategorycznie zabroniła jakichkolwiek wyjść na koncerty. A potem spojrzałam do lustra i… moje oczy wglądały jak po spotkaniu z pięściami Mike’a Tysona! Po prostu wyglądały na podbite!!! Niestety od silnego uderzenia popękały żyłki i rozlała się krew, tworząc malownicze „śliwy”. Jak ja teraz pokażę się w szkole!? Jak ja wyjdę na miasto?! Na dodatek była to niedziela, więc nawet nie miałam szans na kupno jakiegokolwiek pudru czy korektora. Niewiele myśląc udałam się do kuchni i wyciągnęłam z szafy mąkę, dodałam trochę kolorowej kredy i kłębkiem waty usiłowałam wklepać sobie pod oczy. Po czym założyłam okulary (korekcyjne, bo wzrok też był nietęgi;)) i w tym stanie udałam się do… kościoła na mszę, żeby przetestować swój kamuflaż :Doprawdy nie wiem, co mi do głowy strzeliło, ale musiałam wyglądać komicznie, bo na mój widok ludzie chichotali, wbijali wzrok w ziemię, albo po prostu się za mną oglądali. A koleżanka, jak mnie tylko zobaczyła dostała takiego ataku śmiechu, że musiała wybiec z kościoła i w tempie ekspresowym udała się do domu w obawie o swoje zdrowie psychiczne 😉 Do dziś wspominamy to zdarzenie ze śmiechem a ja mam nadzieję, że oprócz mnie i koleżanki już nikt o tym nie pamięta 😉
Mały pech – historia pani Kamili
Tak było coś takiego.. nawet parę takich sytuacji?Zamyśliłam się i zamiast oleju dodałam 10 ml eko konserwantu? Marny ze mnie Panoramix..? Kolejną sytuacją jest przesypywanie sypkich kosmetyków. Zdarzyło wam się nic nie wysypać ? Mi nigdy.. A to na nogi, ręce , komputer itp. Nigdy nie wychodzę czysta? Zdarzyło wam się posmarować twarz kremem do stóp ? Pech to mój przyjaciel. Zawsze coś zrobię nie tak?O, zapomniałam. Balsamowałam się odżywką do włosów i użyłam po raz setny peelingu solnego po depilacji a miałam pamiętać aby tego nie robić?nie polecam takiego sposobu? My Name is Pech.. Cosmetic Pech..?
Eksperymenty pani Dominiki (czasem udane 🙂 )
1) Robiłam mydło. Klasycznie ług robiłam w słoiku. Ług to woda + NaOH, totalnie drażniąca ciecz. Chciałam szybciej schłodzić z początkowych 70stC do 40stC. Pomyślałam: włożę nagrzany słoik z ługiem do zimnej wody z kostkami lodu i postawię na parapecie, żeby szybciej ostygło. Słoik oczywiście cały popękał, a ja z przerażeniem biegłam z pojemnikiem do łazienki, żeby zanim słoik straci szczelność, wlać ług do oleju. Masakra…od tego czasu nie zrobiłam więcej mydła. Ten strach przed zniszczeniem ochładza mój zapał. Tym bardziej, że robiłam to w akademiku 😀
2) Jak dziś pamiętam krem “na oko”. Brak wagi zmusił mnie do robienia kremu na czuja. Oj jaki cudny krem mi wtedy wyszedł, robiony na ciepło z olejem jojoba, wodą różaną, mocznikiem i mnogością innych substancji <3Próbowałam powtórzyć recepturę, ale nigdy się nie udało. Na kartce zapisałam: łyżeczka emulgatora, pół pojemniczka wody…niestety nigdy nie udało się odtworzyć proporcji. Zamiast ślicznego, gładkiego i rozkosznie wchłaniającego się kremu wychodziła albo zbita masa, albo krem się rozdzielał. Eh eh… 🙂
3) Żel myjący do twarzy 😀 To też jest super 😀 Guma ksantanowa nie chciała mi się rozpuścić. Porobiły się nieestetyczne grudki. Pomyślałam: dodam detergentu to się trochę upłynnią. Niestety to nie zmieniło nic, grudki jak były tak były. Włożyłam więc do pojemniczka blender – z 100ml żelu zrobiło się 250 ml 😀 Ogromna piana, totalny puszek 😀 Zamiast 1 pojemnika, zapełniłam 3 😀 Piana opadała przez tydzień, ostatecznie miałam trzy niepełne buteleczki żelu 😀 Błąd, którego więcej nie popełnię 😀
Kosmetyki robię już ponad 3 lata, więc takich historii mam koszmarnie dużo 😀
Zapraszamy do dzielenia się historiami. To świetny sposób na przegnanie chmur:)
Najnowsze komentarze